Category Archives: Bez kategorii
angry birds- wersja …
Świnka zrobiona na potrzeby tła 😉
toystory – aliens
Zabawy w tapicera
Wrzucam fotki na wyraźne żądanie, chociaż mebelki musiałyby jeszcze troszkę poczekać na swoją kolej 🙂
Jak tytuł wskazuje – tapicerowałam, na szczęście malutki fotelik dla lalek, bo złamałam na tym maleństwie 3 igły i zużyłam 3 tubki kleju montażowego. Mimo trudności technicznych robiło mi się to świetnie, bo to trochę taka wprawa w realizacji mojego marzenia o zrobieniu całego domu dla lalek. By się nowym właścicielom nie nudziło dostali też trochę dodatków:
3 książeczki- jedną nawet człowiek jak się uprze to przeczyta
Jest też mini robótka, no i działająca lampka, by lalkowych oczu nie psuć:
A by łatwiej było zorientować się w rozmiarach, można przypatrzeć się bateryjce;)
Fotel i wszystkie dodatki całkowicie moje wykonanie- fotel ma nawet otwieraną szufladę (ale fotki nie mam). Szkielet komody jest kupny- została dostosowana do moich standardów jakościowych;) Przeszła szlifowanie, zaokrąglanie kantów, malowanie itp.
Mały książę. Dziewczynka i pilot.
Dziewczynka:
Podoba mi się wersja tej bajki. Nowa ma ładnie narysowany trójwymiar, a jednocześnie zachowuje to, co bardzo ważne (przynajmniej dla mnie) stare rysunki. Choć wydaje się to niemożliwe, jest o tym, o czym jest „Mały Książę” jednocześnie będąc czymś nowym. Mi się podoba – choć jest trudna. Wybierając postać do zrobienia na pierwszą wyjściową imprezkę urodzinową młodej nie wiedziałam, że drugie jej zetknięcie z Małym Księciem (pierwsze miała w kinie) będzie niełatwą lekcją życia (jak to u Małego Księcia).
Mama (taki gatunek człowieka), to ma tak, że chciałaby, aby tych trudnych lekcji w życiu tych małych stworków nie było, a nie stawać się przyczyną „produkującą” je – więc sama trudną lekcję przechodzi 🙁 No nic, jutro przynajmniej będę wyspana 😉
Zostawiam was z samymi zdjęciami 😉
dzień taty
babeczka cd
Skoro miała być babeczka – to postanowiłam do zadania podejść troszkę mniej standardowo (w sumie jak prawie zawsze 😉 ). Stąd pomysł ufilcowania nieco innej babeczki.
Owa babeczka to część jednego z moich ulubionych obrazów. Toaleta Henri de Toulouse-Lautrec.
Jednego z nielicznych ulubionych, który udało mi się widzieć na żywo.
Z obrazem jest trochę inaczej niż książką, czy muzyką (tak mi się przynajmniej zdaje;) ) Ponieważ ja dużo słabiej odczuwam pewne emocje przez dźwięk, czy słowo spisane, niż przez obraz – to sobie tak subiektywnie pozwalam więc twierdzić, że: Choć pewnie fajnie jest przeczytać jakąś powieść z rękopisu, czy wysłuchać koncertu na żywo, to jednak czytanie wydrukowanej książki, czy słuchanie nagranego w super jakości koncertu może wzbudzić równie sile emocje. Z obrazem tak nie jest, żadna reprodukcja nie oddaje kontaktu z oryginałem. Z mojego punktu widzenia to tak jakby ktoś wyciął kilka kartek z powieść i powiedział co tam na nich było.
Kiedyś czytałam, że z rodzajów sztuki, to muzyka wzbudza największe emocje i przeżycia w człowieku. Pomyślałam sobie wtedy, że autor tego tekstu odbiera świat zupełnie inaczej niż ja, ale potem stwierdziłam, że właściwie tak samo. Muzyka jest dla niego takim doświadczeniem, że niemożliwym wydaje się być jakieś inne mocniejsze. Ja mam tak z obrazem i niby w teorii wiem, że ludzie odczuwają to inaczej, to w praktyce wydaje mi się to niemożliwe – to dlatego, że we mnie jest to właśnie na tyle silne.
I drugie przemyślenie związane z tym obrazem.
W czasie liceum udało mi się zapisać do Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Narodowego w Poznaniu.
legitymacja na dowód 😉 używana mocno – jak widać
No ale nie o legitymacji miało tu być, tylko o tym z czym ona dla mnie się wiązała. Legitymacja uprawniała (teraz też tak jest wystarczy opłacić składkę roczną) do nieograniczonego wejścia do muzeum. Jak wiadomo uczeń ma sporo czasu (przynajmniej z obecnej perspektywy 😉 ), więc przesiadywałam tam godzinami.
Stary budynek Muzeum Narodowego – czułam się tak zwyczajnie w tym miejscu, czasami gdzieś w jakimś pokoju siedziała jakaś pani (pan) co to niby obrazów pilnował/a robiąc jakiś szalik na drutach, czy czytając książkę. Ale nikt tam człowieka nie traktował jak potencjalnego złodzieja – założenie pewnie takie, że jak patrzy, to patrzy na obraz a nie jak by go tu wynieść 😉
No i rok 2001 – dość mocno wyczekiwana przeze mnie wystawa i nowy budynek Muzeum Narodowego.
I dość mocne rozczarowanie. Niby na żywo, niby nowocześniejsze muzeum, setki ludzi i wszyscy potencjalnie chcący wynieść jakiś obraz. Nie wiem czemu nowocześniej znaczyło obraz powieszony jeden przy drugim, liny regulujące kierunek zwiedzania (bo wszyscy przecież chcą oglądać obrazy właśnie w takiej kolejności jak je ktoś powiesił), no i w odległości 10 cm od obrazu. Więc impresjoniści na żywo, ale nici z takiego doświadczenia jak w starym budynku – usiąść sobie na ławeczce na środku (już nie upieram się z podłogą) i popatrzeć
To więc zupełnie inne doświadczenie – na żywo nie zawsze oznacza lepiej:(
A jak już o tej wystawie mowa – to do teraz zastanawia mnie ile osób w Polce jest przekonane że widziało „Słoneczniki” Vincenta van Gogh’a
Zdjęcie: „Szachownice w miedzianym wazonie”
Autor: E. Zdonkiewicz
Wydawnictwo Muzeum Narodowego w Warszawie 2001.
Ja słyszałam kilkadziesiąt osób, którym było wszystko jedno. A właściwie mimo opisu przekonani byli, że widząć to pierwsze widzieli to drugie 😉
Zdjęcie: vangoghmuseum
wiosenna wymianka
Chcąc przegonić zimę wzięłam udział w wymiance na forum craftladies.
Zasady są takie, że nie wiadomo, aż do końca zabawy kto i co robi – więc emocje zawsze wielkie!
Ja trafiłam na Tobatkę (tu są jej dzieła), która przez przypadek, przy poprzedniej wymiance robiła prezent mi – uroczą klamrę i owocowe dyndadełka. Klamra często gości na moich włosach- bardzo ja lubię, a owoce (po konfiskacie z małych łapek), przyczepiły się do kuchennej półki.
Ale wracając do wiosny:)
Chciałam by było ciepło, ale nie tak bardzo kwiatowo – i wymyśliłam poranną rosę. Wiedziałam więc co chcę Tobatce namalować, a dopiero potem powstał pomysł gdzie go umieścić. Zamiłowanie do kuchni właścicielki nawet mi pasowało to tej rosy (a właściwie do tego skąd ona się bierze;))
Postanowiłam fartuszek wykonać dwustronny (zawsze można się z jednej strony upaprać;))
W ostatecznej wersji na stronie gazetowej powstały jeszcze czerwone proste kwiatki – ale nie zdążyłam zrobić fotki.
Ja dostałam prezencik od alveaenerle – możecie sobie zerknąć jakie cuda potrafi stworzyć. A to wyczarowała dla mnie:
Miałam w liście napisane, że to pasek, ale zastanawiałam się jak go zawiązać (głośno). Towarzyszące mi dziewczyny (jak przy każdej paczce) założyły mi to na szyję i powiedziały „Mamuś teraz będziesz papież” 🙂 Chyba duże wrażenie zrobiło na nich to oczekiwanie na ubierającego się papieża Franciszka:)
Taka mała dygresja związana z tym czekaniem na nowego papieża. Dziewczyny siedziały u taty na kolanach i tłumaczył im, że zaraz wyjdzie, tylko się ubierze. Jak większość pewnie dobrze wie – trochę to trwało (zwłaszcza dla 5 i 3 latki). Po jakimś czasie Dymiśka skomentowała to tak: „Ubiera się i ubiera, jak my na spacer” 😉
Pasek jest przepiękny. Super pasuje mi do większości ubrań. I w ogóle fajnie dostać coś tak precyzyjnego, a jednocześnie tak trafiającego w gust!
20 rocznica ślubu
Tak z nazwy to PORCELANOWA
Więc miałam dość proste skojarzenia, co nie znaczy proste do wykonania 🙂
(zdjęcia powstawały w różnych fazach tworzenia)
Kwiatki to element, który podobałby się na kartce – więc są i to dużo 🙂
No i dalsze wskazówki – potrójny sznur
Ale to jeszcze nie koniec, bo:
1. miał być cytat z PŚ (nie wiem jeszcze jaki i gdzie)
2. kartka nie dostała jeszcze akceptacji tego, kto nią chciał obdarowywać, więc może ostatecznie wyglądać zupełnie inaczej
życie usłane różami… ale bez kolców;)
To karteczka z okazji ślubu – jak widać:)
Pokazuję też opakowanie, czyli coś, co udaje kopertę, bo w zwykłej – przez wypukłości kwiatów – nie da się jej zamknąć. Zazwyczaj unikam robienia koperty jak ognia, a przy tej jeszcze się sporo nakombinowałam. Materiał udający zamsz – koszmar, jeśli chodzi o klejenie.
Karteczkę zgłaszam na wyzwanie nr 6 – Z RÓŻĄ